15 września 2011

Dziesięć dni w Bytoni, czyli artyści na Kociewiu





Długo czekałam na ten wyjazd. Mąż załadował moje walizki do samochodu. Dojechaliśmy do szkoły w Bytoni. Mała wieś należąca do gminy Zblewo, a jaką ma szkołę? Niejedno miasto może pozazdrościć . Co można robić w takiej wiosce w środku lata i do tego w szkole?



Zespół Szkół Publicznych w Bytoni przywitał nas szeroko otwartymi drzwiami. Weszliśmy do środka. To właśnie tu, w dniach od 18 do28 sierpnia 2011r., po raz pierwszy uczestniczyłam w  V Plenerze Artystów Ludowych Pomorza. 

Gospodarz zapewnił nam potrzebne materiały. No i się zaczęło. Malarze chwycili za pędzle, rzeźbiarze dobrali się dłutami do drewna, hafciarki ruszyły igłą za wzorem. Wszyscy z zapałem. Zaczęły powstawać nowe prace. Najcięższe było rzeźbienie. Przekonałam się o tym sama, kiedy zabrałam się za dłuto. Satysfakcji z takiej pracy co nie miara. Rzeźbiarze w tym roku podjęli się wykonania szopki bożonarodzeniowej do tutejszego kościółka. Cieszę się, że mam w tym ździebko swojego udziału. 

Moje rzeźbiarskie początki                                                   fot: Danka  

 Danka i Marek                                                                                      fot: Jola



Kiedy po kolacji małymi krokami zbliżał się wieczór, chętnie spotykaliśmy się na holu, gdzie stały stoliki i krzesełka. Ala montowała kable do swojego keyboardu. Józek, jak co roku na każdy plener, obowiązkowo zabrał ze sobą akordeon, a potem już muzykę i śpiew roznosiło echo po całej szkole. Kryśka przywiozła specjalnie dla nas wytopiony smalec ze skwarkami i oczywiście domowej roboty kiszone ogórki. Nie zabrakło też innej zagryzki. Dobra muzyka i nastrój towarzyszył nam do późnych godzin. 








Fajnie w pamięci zapisała się pierwsza niedziela. Wczesnym popołudniem przyjechał mąż z moimi córkami, Kamilą i Kasią. Ja, jako zapalona od dzieciństwa miłośniczka wszelkich robótek ręcznych, musiałam im koniecznie pokazać pracownię hafciarek. Przepiękne haftowane kociewskie wzory na chustach, serwetach, zakładkach do książek. Starszej córce bardzo podobały się haftowane krawaty. Młodsza zafascynowana była rzeźbiarstwem. Za pozwoleniem Jerzego chwyciła za kawałek lipowego drewka i dłutem skubała kształty aniołka. 

We wtorek słońce od rana, bezchmurne niebo i lekki wiaterek dał natchnienie. Po śniadaniu z Alicją spakowałyśmy potrzebne farby i podobrazia od samochodu. Będziemy malowały na płótnie. Muszę dodać, że ulubionym zajęciem Alicji jest malowanie na szkle. Oprócz obrazków potrafi zwykłą butelkę ubrać w przepiękne kwiaty. Drewniane łyżki zdobi barwnymi ptaszkami. Ruszyłyśmy w stronę Jeziora Borzechowskiego. Znalazłyśmy urocze, ciche miejsce na malowanie pejzażu. Przy okazji naszą skórę złapało słońce, a pobyt na świeżym powietrzu zaowocował zwiększonym apetytem na obiad. Na szczęście na jedzenie nie można było narzekać. Panie kucharki starały się jak mogły, by nam niczego nie zabrakło.

Na większe wypady i wyjazdy zawsze zabieram ze sobą mój jedyny egzemplarz wierszy w postaci książki. Raz zabrałam do warsztatu hafciarskiego. Dziewczyny chciały bym poczytała. No i się podobało. Zrobiliśmy mały wieczorek poetycki. Czytaliśmy moje wiersze. Było to dla mnie bardzo miłe przeżycie. 

Organizator umilił nam czas organizując wycieczkę oraz ognisko. Zwiedziliśmy dwa zabytkowe kościółki. Jeden w Szczodrowie, drugi w Obozinie. Wycieczkę, piękne zabytki i pobyt w Wirtach opisał Pan Edmund Zieliński w felietonie pt. EDMUND ZIELIŃSKI. SZCZODROWO, OBOZIN... PIĘKNE JEST NASZE KOCIEWIE - warto poczytać. Chętnych odsyłam na stronę Wirtualnego Kociewia – link do strony:
http://kociewiacy.pl/main/index.php?option=com_content&task=view&id=1400&Itemid=78

Niestety na ognisku mnie zabrakło. W tym czasie przebywałam w domu. Dopiero wieczorem dotarłam z mężem do szkoły. Na holu było gwarnie i wesoło. Ala na przemian z Józkiem grali skoczne melodie. Dołączyliśmy ze swojską flaszką. Załapaliśmy się jeszcze na dzika, pieczone ziemniaki i piwko. Ruszyliśmy do tańca. Jerzy fantastycznie tańczył w skarpetkach z bosą Brygidą. Zabawa skończyła się bardzo późnym wieczorem.


Najstarsza z uczestniczek i Felicja Kołakowska świetnie haftuje. Mimo, że skończyła 86 lat i ze zdrowiem miała trochę problemów, dobry humor jej nie opuszczał. 


Od lewej: Krysia, Józek i Felicja




Ali Zwara najstarszy malarz nawet na wycieczkę zabrał szkicownik. Przyznaję, że nieco mnie zaskoczył, kiedy w kościółku zaczął szkicować.

Józek i jeszcze kilka pań od czasu do czasu robili sobie wypady do pobliskiego lasu na grzybki. A las faktycznie blisko, jak na wyciągnięcie dłoni. Zaraz za bramą szkoły. Malarki często wychodziły w plener. Pogoda dopisała, na przelotne letnie deszcze i burze nie można narzekać.
Zbliżał się koniec sielskiego życia. Powoli zaczęły znikać robocze stoły, spakowaliśmy farby, pędzle. Posprzątaliśmy i wpisaliśmy się w Kronikę Szkoły. Wymieniliśmy adresy, nr telefonów. Ostatnia sobotnia noc. Po północy muzyka ucichła. Mamy wielkie plany i marzenia, że za rok…
Niedziela była odświętna. Po śniadaniu oddaliśmy swoje prace w ręce Pana Edmunda Zielińskiego. Przed południem odbyła się msza w kościółku. O godz. 14 skromne zakończenie. Wystawa poplenerowa, rozdanie podziękowań i drobnych upominków wszystkim uczestnikom 
V Pleneru Artystów Ludowych Pomorza.

Tak malowała Karina Wiśniewska

Obraz Joli Kitowskiej


Maki spod mojego pędzla

Muszę jeszcze dodać, że podczas zakończenia pleneru otwarta była Izba Regionalna, w której znajduje się bardzo dużo ciekawych eksponatów. Można by z tego utworzyć „Muzeum Staroci Kociewskich” albo chociaż powiększyć lokal. Jestem przekonana o tym, że Pan Tomasz Damaszk, dyrektor szkoły już nad tym pracuje, bo miejsca w izbie mało.



Piec w Izbie Regionalnej w ZSP w Bytoni 

Było sielsko i anielsko. Takich wakacji życzę sobie w przyszłym roku.

Jolanta Steppun

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz